piątek, 16 stycznia 2015

Niepozorny dzień opieki

Akri
 To był niepozornie zapowiadający się dzień. Słońce świeciło wysoko na niebie, a przez gałęzie drzew w lesie doliny przedzierały się promienie, ogrzewając część mojego pyska. Wciąż miałam mokre futro po porannej kąpieli w rzece, a teraz ucinałam sobie krótką drzemkę napawając się odgłosami spokojnej natury w dolinie Saturna. Cisza i opanowanie... to były najbardziej irytujące rzeczy jakie mogły spotkać mnie jako alfę. od kiedy dorosła ja stała się głową watahy, spotykały mnie same zawody i śmierć z nudów na każdym kroku. Gdybym ciągle nie wymyślała sobie zajęć zapewne już dawno przewracałabym się w jakimś dole, a władzę objąłby Ango. Tylko, że mój brat z jednego miotu, faworyt tatuśka wcale nie nadawał się na to stanowisko.
 Dźwignęłam się na łapach i usiadłam pod pniem jakiegoś wysokiego drzewa, oparłam łeb o korę i ziewnęłam przeciągle. Mój nos marszczył się lekko, a po chwili usłyszałam ciche dźwięki dobiegające z oddali. Poruszyłam prędko uszami, lokalizując dźwięk. Prędko odkryłam, że nie był to ani Ango, bo w końcu leciałby do mnie nie biegł, co on się będzie męczył, ani nie był to też Baskan, młodszy braciszek a zarazem samiec beta. Poza nimi dwoma, w watasze została Kirian, leciwa ciotka oraz dwie samice, w tym moja siostra i samiec. Wątpiłam szczerze żeby był to ktoś inny, niż właśnie mała, rozbrykana Celleniss, zwana po prostu Celle.
 Nasłuchując tak wiedziałam już, że biegnie przed siebie, nie zważając na to jaki to ma cel, nie patrzy pod łapy i.... nagły, głośny chlupot upewnił mnie że wpadła do rzeki. Otrzepała się, ale nie wychodziła. Wtedy leniwie wstałam z ziemi i ruszyłam w kierunku hałasu, wciąż lekko zmęczona leniwym dniem.
 Tak jak myślałam. Moja młodsza siostrzyczka, czarna wilczyca z niebieskimi, świecącymi włosami i ogonem, siedziała zupełnie przemoczona w płytkiej części strumienia Armeny i zanurzywszy pysk, piła łapczywie czystą na pozór wodę. Uniosłam lekko jedną brew i przystanęłam nieopodal, w bezpiecznej odległości.
-Co ty wyprawiasz?- zapytałam, mając na myśli szalone ganianie za nie wiadomo czym, które kończy się kąpielą w rzeczce. Celle podniosła łeb do góry i ochlapując wszystko dookoła uśmiechnęła się do mnie.
-Ale jazda, musisz spróbować tak ze mną!- zawołała zadowolona z siebie i położyła się, aby zmoczyć futro zupełnie. Czasem naprawdę nie rozumiałam jej zachowania.
-Nie... ja ci muszę znaleźć godne ciebie towarzystwo.- jęknęłam nieco zażenowana. Na całe szczęście to nie ją mianowano betą czy co gorsza alfą i miałam nadzieję, że nigdy nie będę musiała jej mianować.
-A-ach!- krzyknęła nagle zrywając się do góry. Niemalże pisnęłam przestraszona, gdy chmura wody leciała w moim kierunku i... zupełnie mnie zamoczyła. Warknęłam cicho... ale ponieważ tak czy siak to moja siostra, powstrzymałam się.
-Co ci znowu odbija?- zapytałam w gniewie. Mała wilczyca natomiast otrzepała się radośnie i podbiegła do mnie.
-Śniłam pod tym niebieskaśnym drzewem i...!- zaczęła podekscytowana, przekręcając wyraz "niebieskim". Westchnęłam ciężko.- I wyśniłam, że dzisiaj zdarzy się coś odlotowego! Ale spojrzałam w niebo i teraz już tego nie pamiętam...- jęknęła po czym zerknęła na glebę pod sobą i... upadła na nią, wtulając się w mokrą trawę.
-Oj Celle... czasem zajęłabyś się praktykowaniem magii, a nie... czy tobie ciągle w głowie będą tylko zabawy? Dorośnij.- powiedziałam chłodno po czym odsunęłam się. Wodę z całej trawy, swojego futra i jej futra zużyłam do wykonania mojego demonstracyjnego zaklęcia. Jako jedyna wilczyca w watasze praktykowałam magię wody, byłam najgodniejszą następczynią alfy Armeny i nie zamierzałam przestać uczyć się tego, co potrafiła ona. Krople wody zaczęły fruwać naokoło mnie tworząc parę ślicznych, migoczących w słońcu skrzydeł. Były wielkie i... zdolne unieść mnie w powietrze. Sam jednak ich widok przyprawił Celle w zachwyt.- Jestem pewna, droga siostro, że odziedziczyłaś po matce choć trochę tej mocy. Gdybyś chciała dałabyś radę odkryć swoją magię... ciągła zabawa cię do tego nie doprowadzi.- powiedziałam znów chłodno. Moje skrzydła oderwały się ode mnie i z chlupotem znów trafiły do strumienia. Posłużyły mi tylko do tego, abym mogła skupić na sobie uwagę figlarnej wilczycy.
 Szczerze powiedziawszy nie miałam już ochoty mieszać się w zabawę ze snami mojej siostry. Do głowy wpadł mi zupełnie inny pomysł, który musiałam prędko zrealizować, aby poczuć się spełniona. Przemierzyłam cały las doliny. Przeszłam wzdłuż strumienia Armeny i obeszłam drzewo snów dookoła, ale nigdzie nie mogłam znaleźć żywej duszy. Czyżby wszyscy poleźli do Kirian?
 Dawno temu, gdy moja matka była alfą tej watahy jej główną siedzibą była niebieska grota za tunelem w strumieniu. Grota w której działy się dziwne rzeczy. Było to jedno z magicznych miejsc o których nie wiele wiemy i każdy je kochał, wiele oddałby by móc tam wrócić. Czasem pełniło rolę schronienia przed smokami, które swojego czasu nawiedzały dolinę... ale teraz ślad po nich zaginął. Ja natomiast w grocie tej czułam się jak w klatce i z niechęcią podchodziłam do przebywania w niej... Ale skoro mus.. to mus...
 Przy najgłębszej części strumienia zanurzyłam się po szyję, nabrałam powietrza i zanurkowałam, po ciemku szukając błękitnego przebłysku tunelu. Kiedyś moc mojej matki była w stanie utworzyć tunel przez który zwykłe wilki z łatwością przedostawały się do groty. Po jej zniknięciu zaklęcie przestało działać, a ja nie jestem w stanie go odtworzyć, bo niby jak? Armena miała trzy ogony, a w każdym z nich z osobna więcej magii niż w moim jednym...
 Wynurzyłam się po drugiej stronie tunelu, łapczywie nabierając najświeższego powietrza w dolinie. Zgromadzone tam wilki od razu mnie spostrzegły, a piękno groty uderzyło we mnie, niczym blask tarczy słońca. Otrzepałam się. Kirian, ośmioletnia wilczyca znająca całą, pełną historię doliny siedziała na środku otoczona przez Baskana, Silverhart i Kano. Skupiona, nieobecnym wzrokiem wpatrywała się w coś przed sobą, opowiadając zebranym jakąś historię. Nie chciałam przeszkadzać... ale potrzebowałam jednego z wilków  aby zrealizować mój plan. Cicho zbliżyłam się i usiadłam pomiędzy moim bratem, a czarnym wilkiem, siedzącym nieco na uboczu jakby.
-Gdzie jest Ango?- szepnęłam do Baskana. Wilk spojrzał na mnie kątem oka, lekko uśmiechnął się.
-Zdaje się, że wyleciał coś upolować dla Kirian. A co? Szukasz go?- uśmiechnął się znów, tym razem bardziej żartobliwie. Zaprzeczyłam ruchem głowy, nie chcąc więcej się tego dnia denerwować.
-Tak pytam... tylko jego położenia nie znałam.- powiedziałam, przypominając sobie pochłoniętą zabawą Celleniss. Nie chciałam już więcej rozpraszać Baskana. Był tak pochłonięty opowieścią, jakby sam w niej uczestniczył. Przelotnie dowiedziałam się o którą chodzi. Dzień w którym przyleciał do Armeny pierwszy smok... tak... znałam tę historię na pamięć, ojciec uwielbiał nam ją opowiadać.
 Potem zerknęłam na Kano. Wydawał się być idealny do zadania, jakie miałam. Przysunęłam się do niego.
-Jak bardzo ważne jest dla ciebie słuchanie tej historyjki?- zapytałam szeptem, ażeby nie przeszkadzać Kirian. Ale ta nawet nie zwróciła na mnie uwagi, gdy z głośnym, łakomym wciągnięciem powietrza wynurzyłam się z wody.
-No wcale nie jest ważne...-przyznał cicho, jakby nie chcąc urazić wróżbitki. Ja tam jednak dobrze wiedziałam, że nawet jakby krzyknął, ona umysłem będąca kilka lat temu, nie usłyszałaby go.
-Skoro tak... dlaczego tutaj siedzisz zamiast wyjść na słońce?- zapytałam chłodno, nie mogąc zrozumieć jak ktoś może woleć siedzenie w tej niebieskiej klatce niż drzemkę pod drzewem przy strumieniu.
-Mi i tak obojętnie gdzie siedzę.- powiedział kładąc głowę na swoje łapy. Warknęłam cicho czując się zirytowana. Podniosłam się i w ciszy wycofałam do tyłu.
-Wstawaj i masz natychmiast iść za mną.- warknęłam władczo po czym nie czekając, wskoczyłam do wody. Nabrałam powietrza, zanurkowałam i przez podwodny tunel wydostałam się po drugiej stronie, a gdy tylko wyściubiłam pysk z wody, poczułam ciepło słoneczne. Ach... tego właśnie brakowało w podwodnej norze.
 Kano wynurzył się obok mnie, złapał powietrze po czym szybko, zupełnie jak momentami Celle, wyskoczył z wody na suchy brzeg. Otrzepał się, a drobinki wody pouciekały na trawę, a te szczęśliwsze z powrotem do strumienia. Ja powoli wypłynęłam na brzeg. Woda zaczęła ze mnie powoli ociekać, a ja nie pomagałam jej w tym. Znów wyrwało mi się ziewnięcie.
-Jako alfa twojej watahy mam dla ciebie zadanie, które musisz wykonać.- powiedziałam w końcu wyraźnie górując nad zwykłym basiorem. Nie znałam go za dobrze, ale mimo wszystko do tych którzy wciąż byli w Saturn wolf, czułam coś na pozór sentymentu, dlatego go jeszcze nie pogryzłam.
-Tak?- zapytał niemrawo, kładąc się pod drzewem. Irytacja moja miała się nieco ulotnić na powietrzu, pod słońcem, ale wcale nie czułam się lepiej. Wolałam teraz jedynie pozbyć się wilka sprzed oczu.
-Masz iść do lasu i znaleźć drzewo snów. Raczej łatwo pójdzie. Takie duże, migoczące... czasem woła wilki po imieniu... Takie... "niebieskaśne".- wyjaśniłam siadając nieopodal, na ogrzanej letnim słońcem trawie. Spojrzałam na Kano.
-A po co?- zapytał znów, lekko jakby zaciekawiony.
-Czy rozkaz alfy nie powinien być dla ciebie ostateczny?- warknęłam na niego. Powinien się teraz kulić ze wstydu, stał przede mną... leżał! Jak mógł tak po prostu olewać wysokość alfy?- Masz tam znaleźć moją dziecinną siostrę i zająć jej czas przez najbliższe parę dni. Jest wnerwiająca... strasznie głośna i głupia, ale to moja siostra, więc chcę dla niej jak najlepiej.- powiedziałam w końcu, aż mój głos się uspokoił i mogłam znów usiąść na trawie, zamiatając ją ogonem.
 Bez słowa podniósł się spod drzewa i skierował w stronę lasu. Wodziłam za nim wzrokiem. W pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił jeszcze na chwilę, by zadać pytanie.
-Dobrze... A ile dni?- wydobyło się z jego pyska. Ja też podniosłam się z ziemi. Uśmiechnęłam się, przypominając siostrę.
-Aż jej się nie znudzisz... Cóż... Powodzenia.- powiedziałam, po czym sama ruszyłam w swoją tajemniczą stronę, by znów oddać się... drzemce.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz