niedziela, 22 lutego 2015

Zatrzymam cię

Ango
 Pierwsza lepsza wilczyca, Silverhart, tak po prostu ignorowała moje zdanie i ogólne prawo watahy dawno temu ustalone przez pierwszą parę alfa. Prychnąłem niezadowolony, strzepując z pyska kilka kropel wody. Kątem oka widziałem jej sylwetkę. Była już w drodze do wyjścia z doliny, a na dodatek tak bezczelnie mnie zbyła.
 Wzbiłem się niespodziewanie w powietrze, niespecjalnie rozchlapując naokoło miliony małych kropel wody, które wzniosły się nawet na parę metrów. Odbiłem w kierunku samicy i bez żadnego uprzedzenia przygniotłem ją od tyłu do ziemi. Przytrzymałem.
-Powiedziałem, że bez specjalnej zgody alfy nigdzie się nie ruszysz.- warknąłem mrużąc oczy, którymi wpatrywałem się w nią ze złością.
-A wiesz dokąd zmierzam i przepraszam ,czy ty jesteś alfa?- zapytała z równie gniewnym wzrokiem. Ja jednak nie poluzowałem uścisku łap, jedynie warknąłem ostrzegawczo. Czasem zachowanie tak zadumanych w sobie i próżnych wilków... było nie do zniesienia. Naprawdę, wygnałbym ją za takie nieprzestrzeganie zasad...
-To zarządzenie alfy.- warknąłem nie zbyt głośno, a jednak na tyle mocno, aby mogła się tego przestraszyć. Nie spodziewałem się tej reakcji po tak obojętnym na watahę wilku... a jednak.- Nikt nie złamie go pod moim okiem, słyszysz?- dodałem, odwracając wzrok. Spojrzałem w stronę ujścia z doliny, jedno drzewo, bardzo młode i giętkie, powiewało tam na wietrze.
-Twierdzisz, że rozporządzenie alfy to stanie w miejscu jak słup soli?-zapytała ironicznie, co tylko spotęgowało mój gniew.- Nie wiesz dokąd zmierzam, a już z góry planujesz że łamie zasady...- dodała. Wyraźnie słyszałem gdy mówiła, że idzie na polowanie. Na terenie doliny nie ma zwierzyny łownej, więc to co insynuowała, było jedynie brednią i kłamstwem.
-Obrażasz rozkazy alfy.- stwierdziłem tylko, usiłując się jednak opanować.- Nigdzie nie pójdziesz.- syknąłem też ostro, wyraźnie dając jej do zrozumienia, że puki nie zmieni zdania, nie puszczę jej.
-Ależ proszę...-spasowała dość obojętnie i najwyraźniej niechętnie.- Będę tu z tobą siedzieć. Nic nie robić. Zejdziesz ze mnie wreszcie?- dodała, a ja lekko jedynie poluzowałem uścisk. Nie byłem ufny, nie wobec takiego pogwałcenia zasad.
-Już masz ze mną na pieńku.- stwierdziłem na koniec, po czym naprawdę wstałem, wyprostowałem skrzydła i złożyłem je znów. Czułem się orzeźwiony i wypoczęty po polowaniu. Mruknąłem do siebie z zadowoleniem, przeciągnąłem się jeszcze i znów zmroziłem jej sylwetkę wzrokiem.
 Ale ona już nie nadużywała ciętego języka. Prychnęła tylko, zapewne wielce niezadowolona z mojego zwycięstwa, po czym ułożyła się nieopodal jeziora. Wyglądała na zrezygnowaną i jednocześnie jakby... zirytowaną. Ja jednak napawałem się tylko swoim triumfem, nie dając jej tego po sobie poznać. Wzbiłem się znów w powietrze, wylądowałem na grubej gałęzi jakiegoś drzewa, całkiem niedaleko by mieć ją na oku, po czym mój łeb wylądował na łapach. To był naprawdę leniwy dzień... i nic nie potrafiłem na to poradzić.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz